środa, 28 stycznia 2015

I'm eighteen now

 Naprawdę ciężko mi uwierzyć w to, jak błyskawicznie minęły ostatnie dni. Najpierw był to okres przed-urodzinowy, później typowo urodzinowy, a teraz już po-urodzinowy. Od kilku jestem już pełnoletnia, co wciąż staram się przyswoić. Idzie mi to dość ciężko, bo prawda jest taka, że w moim życiu nic specjalnie się nie zmieniło. Bałam się tego dnia, w którym miałam przekroczyć tę obcą mi granicę i wkroczyć w zupełnie nieznany mi świat dorosłości, jednak okazało się to dużo prostsze niż myślałam. Wciąż uważam siebie za tak samo dziecinną jak wcześniej. W tej kwestii chyba już nigdy nic się nie zmieni.
Pamiętam jak w okolicach dwa tysiące dziesiątego, czy jedenastego roku przewijałam kolejne miesiące w kalendarzu w telefonie i ta jedna data w dwa tysiące piętnastym roku wydawała się tak bardzo odległa. A cały ten okres czasu minął mi bardzo szybko. Na szczęście teraz już nie ma w moim życiu takiego jednego dnia, którego tak bardzo bym się bała, a który jednocześnie tak bardzo by mnie ciekawił, intrygował, dlatego liczę na to, że czas teraz nieco zwolni i nie będzie już tak bardzo pędził do przodu.
W tym roku chciałabym sobie życzyć, by dalej było tak fajnie, jak jest obecnie. Bo jest tak dobrze, że narzekanie na cokolwiek byłoby niestosowne!

piątek, 16 stycznia 2015

Czasem lepiej by było, gdyby ich nie było.

Nadchodzą czasem takie dni w roku, które dłużą mi się niemiłosiernie. Kiedy wstaję rano i już wiem, że coś pójdzie nie tak. Kiedy otwieram lodówkę i okazuje się, że jest pusta. Kiedy wsiadam do busa i nie mam czym oddychać, a jedyne o czym marzę to powrót do łóżka. Kiedy przychodzę do szkoły i jedyne, na co mnie stać to wymuszony uśmiech i lakoniczne odpowiedzi. Kiedy najchętniej zostałabym w domu i spędziła ten dzień po mojemu, a nie tak jak narzucają mi inni. Kiedy mam ochotę milczeć, po prostu. Kiedy wieczorem zrobiłabym wszystko, by wymazać z pamięci cały dzień i obudzić się rano z moim starym, pozytywnym nastawieniem do świata. Takie dni nie zdarzają się u mnie często, ostatnio nie lubię, kiedy dookoła mnie jest cicho, lubię się śmiać i, o dziwo, lubię mówić. Ale każdy czasem potrzebuje chwili tak zwanego odpoczynku, po prostu chwili ciszy w swoim życiu.
Czasem lepiej by było, gdyby ich nie było, bo takie dni potrafią wiele zepsuć. Nie każdy zrozumie, że dzisiejszy dzień nie jest Twoim dniem, nie każdy to zaakceptuje. Niektórzy wymagają od nas zbyt wiele, oczekują wiecznego optymizmu, a przecież mamy prawo do swoich własnych, zmiennych humorów.
Jak zapewne już wiecie, płaszcz ze zdjęć jest moim największym ulubieńcem, a odkąd kupiłam te spodnie, nie mogę się rozstać z tym zestawem. Pokochałam szary kolor! I tęsknię za śniegiem...

sobota, 10 stycznia 2015

blog

Pisanie bloga to sprawa bardzo indywidualna, osobista, po prostu moja. Czasem piszę tu rzeczy, których nie umiem powiedzieć, przekazać innym tak jakbym tego chciała. Na blogu jestem sobą, osobą, która nadmiernie rozpamiętuje, wciąż wraca do przeszłości, za dużo myśli, mimowolnie planuje, choć wie, że to najgorsza rzecz pod słońcem... Ale także osobą, która marzy, potrafi doceniać małe rzeczy i po prostu jest szczęśliwa. Nie umiem mówić o sobie, ale jednak kiedyś udało mi się stworzyć cały post o tym, jaka jestem. Blog ułatwia mi wiele rzeczy, pozwala zatrzymać chwilę, umożliwia wracanie do postów sprzed roku, dzięki czemu widzę jak się zmieniłam.
Osoby z mojego otoczenia nie wiedzą, że prowadzę bloga. Dlaczego? Właściwie odpowiedziałam na to pytanie już w pierwszym zdaniu tego postu: blog jest mój i nie czuję jakiejś wewnętrznej potrzeby, by dzielić się nim z osobami, z którymi na co dzień przebywam. Nie wiem, czy nie czułabym wtedy pewnej blokady podczas pisania, czy nie uważałabym bardziej na to, o czym piszę, czy bym nadmiernie nie analizowała, poprawiała, a w końcu... czy bym się nie poddała.
Gdyby czytał mnie ktoś z moich znajomych, właściwie nie miałabym nic przeciwko temu, ale tylko wtedy, gdybym o tym nie wiedziała. Lub gdyby pozwolił mi zapomnieć o tym, że wiem.

Adres podaje się tylko raz. Później już nie panujemy nad tym, do kogo dotrze. Pilnuję, by nie dotarł za daleko.

wtorek, 6 stycznia 2015

proud of myself!

Boję się tego roku. Jestem bardzo pozytywnie nastawiona, jednak pozostaje pewna obawa. Jest tyle rzeczy, które mogą pójść źle. Rzeczy, które albo sprawią, że ten rok będzie najlepszy ze wszystkich, albo wręcz przeciwnie... 

Pisałam Wam w jednym z ostatnich postów, że zakończę rok, biorąc udział w krakowskim biegu sylwestrowym. Zapisanie się na niego było dość spontaniczną decyzją, z początku chciałam cały dystans po prostu przemaszerować w moich zimowych butach, kurtce i szaliku, jednak dzień przed biegiem plany uległy zmianie. Powiem Wam, że spodziewałam się, że będzie dużo gorzej, mając na uwadze moją kiepską kondycję i zadyszkę, która łapie mnie przy wchodzeniu po schodach, a wcale nie było tak źle. Wprawdzie przy trzecim kilometrze myślałam, że już nie dam rady i zaraz po prostu padnę, ale udało się! Satysfakcja przy wbieganiu na metę jest nie do opisania, cudowne uczucie, które wciąż mam w pamięci. Jestem z siebie naprawdę dumna, że udało mi się pokonać te pięć kilometrów w jak dla mnie wcale nie najgorszym czasie. Oczywiście teraz mam chęci, by wystartować też w biegu na dziesięć kilometrów, ale myślę, że tu już bez odpowiednio długiego przygotowania się nie obejdzie. W ogóle samo uczucie, towarzyszące oczekiwaniu na sygnał do startu, kiedy stoi się w grupie prawie dwóch tysięcy osób... ach!
Po raz kolejny okazało się, że warto próbować nowych rzeczy, a nie poddawać się zaraz na starcie. Było super!

sobota, 3 stycznia 2015

Morskie Oko | wersja zimowa

Zobaczenie gór, gdy wszystko pokryte jest śniegiem, gdy jest tak zimno, że o zdjęciu czapki czy rękawiczek nie sposób nawet pomyśleć, było jednym z moich marzeń. Teraz jest już spełnione! Poniedziałek, dwudziestego dziewiątego stycznia, to od teraz moje najlepsze wspomnienie minionego roku. Dla niektórych może być to drobnostka, bo to w końcu tylko góry, ale dla mnie jest to jednak coś więcej. Czuję się tam zupełnie inaczej, po prostu lepiej.
Był to wyjazd z pozoru planowany od miesiąca, a tak naprawdę zupełnie spontaniczny. Nie byłyśmy z siostrą pewne, czy dojedziemy do Zakopanego bez wcześniejszej rezerwacji biletów, dlatego jechałyśmy na dworzec zupełnie w ciemno. Ale okazało się, że dojedziemy i to bez problemu! Jak już kilka minut po szóstej byłyśmy w autobusie, wiedziałam, że dalej wszystko będzie tylko lepiej.
Zaskoczyło mnie nad Morskim Okiem kilka rzeczy. Przede wszystkim ilość śniegu. Patrząc na to jak uboga jest zima w okolicach Krakowa, nie wiedziałam, czego do końca się spodziewać. A na miejscu zastałam bardzo dużo śniegu, a w dodatku, co zaskoczyło mnie dużo bardziej, samo Morskie Oko było prawie całkowicie zamarznięte. I to do tego stopnia, że wiele osób jak gdyby nigdy nic po nim spacerowało. Ja weszłam jedynie na brzeg, ale gdy pani za mną zaczęła skakać do zdjęć na tym lodzie, uciekłam w obawie przed utonięciem. 
Niesamowicie zachwycił mnie tamtejszy krajobraz, z resztą, zachwyca mnie za każdym razem, gdy jadę w tamte strony. Jedyne o czym muszę pamiętać przy kolejnej wyprawie to ciepłe rajstopy, ale poza tym, wszystko było idealnie. Oby więcej takich spontanicznych wyjazdów w 2015 roku! Teraz marzą mi się wyjazdy w wyższe góry. Do zdobycia jest wiele szczytów!
Nie przywiozłyśmy ze sobą zbyt wielu zdjęć, bo ciężko było zatrzymać się w jednym miejscu na dłużej niż minutę bez zamarznięcia, ale przynajmniej zrobiłyśmy kilka, z których jestem zadowolona.

czwartek, 1 stycznia 2015

goodbye 2014!

 Rok 2014 mamy już za sobą, witam Was po raz pierwszy w roku 2015, co wciąż jeszcze do mnie nie dociera i zapewne minie chwila, zanim się to zmieni. Przychodzę z podsumowaniem, bo bardzo je lubię, ale w tym roku wyjątkowo bez planów i postanowień, stwierdziłam, że najlepiej zostawić je dla siebie, bo zawsze, gdy się nimi z kimś dzielę, nic z nich nie wychodzi.
Jestem naprawdę zadowolona z minionego roku, był pełen dobrych rzeczy, otworzyłam się, ograniczyłam kontakt z osobami, które wnosiły do mojego życia zbyt wiele komplikacji, starałam się spełniać marzenia w miarę moich możliwości. Oprócz tego robiłam wiele zwykłych, codziennych rzeczy, które wywoływały uśmiech na mojej twarzy. Nie mówię, że był to rok idealny, bo widzę wiele rzeczy, które mogłabym zrobić, a nie zrobiłam, jednak nie zamierzam tego rozpamiętywać, bo przede mną kolejna czysta karta i trzysta sześćdziesiąt pięć dni do konstruktywnego wykorzystania. Postaram się ich nie zmarnować!

Był to dobry rok ze względy na częstsze niż zwykle wyjazdy w góry, które kocham i odnajduję w nich cząstkę siebie. Udało mi się odwiedzić latem Dolinę Pięciu Stawów, a następnie jesienią, a nawet zimą! (o czym więcej napiszę wkrótce) Morskie Oko. Były to niezapomniane chwile, mam nadzieję, że w tym roku uda mi się bywać tam jeszcze częściej! Myślę, że jest to możliwe do zrealizowania, bo odkryłam, że wcale nie jestem uzależniona od rodziny jeśli chodzi o takie wyjazdy, bo wszystko da się zrealizować na własną rękę!
Spełniłam kilka rzeczy z mojej listy. Byłam na koncercie, na przedstawieniu baletowym, kupiłam coś w sklepie z używaną odzieżą, a następnie tak pokochałam te sklepy, że sieciówki mnie znudziły, dostałam lustrzankę i jest to moja najcenniejsza rzecz... Poza tym moim największym sukcesem jest Porcelanowa Marionetka, rok temu wcale nie spodziewałam się, że będę teraz pisała kolejne podsumowanie. Jeszcze nigdy nie prowadziłam żadnego bloga tak długo jak tego, jeszcze nigdy nie cieszyłam się tam bardzo z każdego nowego komentarza, nowej obserwacji. Nigdy też nie spodziewałam się, że będę miała tak wielu wspaniałych czytelników. Tak, zdecydowanie to mój największy sukces!

Szablon wykonany przez Tyler / Enjoy!