Ostatnio coś brakuje kolorów na moim blogu, ale stwierdziłam, że odrobina czarno-białych zdjęć jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Podczas ich robienia, miałam chyba po prostu taki trochę nijaki dzień, kiedy wyszłam z domu pierwszy raz na dłużej po chorobie i podobał mi się ten brak barw.
Czuję się trochę tak, jakbym nagle się obudziła z jakiegoś pięknego snu i musiała wrócić do ponurej rzeczywistości. W taki nastrój wprawia mnie właśnie fakt, że połowa wakacji za nami, rozpoczęcie roku zamiast się oddalać, każdego dnia jest bliżej, na co ja nie jestem w ogóle gotowa i chciałabym, by te wakacje trwały wieczność i nigdy się nie kończyły. Ale nie chcę marudzić i przekazywać Wam swojego pesymizmu, który moim zdaniem aż bije od tego postu.
Z rzeczy bardziej pozytywnych, choć znowu nie do końca, chciałam Wam polecić film Ósmoklasiści nie płaczą. Nie do końca pozytywnych, dlatego że sama przepłakałam całą końcówkę. Film może według niektórych taki sam jak wszystkie inne, które poruszają temat białaczki, ale moim zdaniem to coś zupełnie innego i bardzo mi się podobał, z pewnością również zapadł mi w pamięć, więc gdy tylko macie wolny wieczór, sięgnijcie po niego.
Polubiłam też noszenie krótkich spodenek, dziś są one w takiej niby-eleganckiej wersji, która wyjątkowo przypadła mi do gustu. Prosto i wygodnie, czyli tak jak lubię najbardziej. W ogóle czy tylko według mnie baleriny to najwygodniejsze buty na świecie i czy tylko ja mogłabym chodzić w nich bez przerwy?