Moje najdłuższe wakacje właśnie zbliżają się do końca, co jest nieco dziwne, jako że zawsze były czymś odległym. W czasie matur czymś, czego najbardziej nie mogłam się doczekać, a teraz już prawie minęły i zastanawiam się, kiedy to do mnie dotrze. Może już za kilka dni, kiedy będę w drodze na dworzec, dźwigając zbyt ciężką walizkę. A może w przyszłym tygodniu, kiedy po raz pierwszy wejdę na salę wykładową... Lub dopiero, gdy przyjdą pierwsze egzaminy. Na pewno będzie to coś nowego w moim życiu, ale najwyższy czas na to. Wczoraj na Instagramie przypadkowo trafiłam na słowa, które bardzo do mnie przemówiły:
If you don't like where you are - move. You are not a tree.
Czyli może te zmiany wcale nie powinny nas tak przerażać? W końcu jedna zmiana może doprowadzić do kolejnej; nie musi oznaczać końca lecz zupełnie nowy początek. Nikt nie powiedział, że podjęta decyzja będzie tą właściwą, wszystko wyjdzie z czasem. Najważniejsze, by ruszyć naprzód, a nie stać w jednym miejscu, w którym nie widzimy siebie. Trzeba poznawać, odkrywać, bo nie wiadomo, gdzie jest nasze miejsce. Czasem potrzeba chwili, by je odnaleźć, lecz właśnie o to chodzi. Myślę, że gdy ktoś nie robi nic, by zmienić swoje życie, marnuje je i marnuje siebie. Dlatego jeśli nie lubisz miejsca, w którym jesteś - zmień je. I nie zawsze chodzi o wyprowadzkę na drugi koniec Polski, zmianę można rozumieć na wiele sposobów, więc zrozum ją w taki, by ruszyć naprzód.